outland | |||
|
tracks:
The music was composed, played and recorded by Gert Emmens from May 2-13 until April 2014 at studio Gert Emmens in Arnhem, Netherlands with the exception of track 3 and 6, the basics of which were recorded in Ruud Heij's Infinite Echoes Studio in Utrech, Netherlands by Gert Emmens & Ruud Heij, mostly based on improvisation. Over dubs on both tracks were done at Gert's studio by Gert. Ruud Heij is co-composer of track 3 and 6.
Gert Emmens: synths,
piano, guitar, radio
|
Outland - the story |
reviews |
Bert Strolenberg (Sonic Immersion) **** (out of 5) An
assortment of typical Emmens-sounds makes up the sound pallet of "Outland",
an album which excels especially when it comes to sequencing. |
Sylvain Lupari (Synth & Sequences)
here
is a history of camaraderie, of intimacy which binds the music of Gert
Emmens to the soul, to the senses and to the ears of his fans. Since the
dawn of his career, his music, and especially this sound, has weaved a
link of complicity with his admirers. An indissoluble link which gets
stronger since Wanderer of Time and which increases up to The Day
After's territories. Even if sometimes Gert goes out of a comfort zone
by knitting his musical stories in the nets of the progressive music
(Memories in 2012) and of the ambient music(Signs in 2014). “Outland” is
a story of science fiction told in music with these movements of
sequences which sculpture these delicate permutations of the floating
rhythms unique to Gert Emmens' style and with these synths which flood
our ears with breezes tinted of nostalgia. Written on the heels of Signs,
we clearly perceive here the roots and the ambient influences, this last
Gert Emmens' album receives the collaboration of Ruud Heij who co wrote
two tracks |
Mariusz Wojcik (in Polish) W dziesięć lat po ukazaniu się bardzo dobrej płyty Gerta Emmensa Waves of Dreams (2004) fani doczekali się równie melancholijnej i bogatej w czarowne dźwięki muzycznej opowieści, dosłownie ….nie z tego świata. Album we wkładce ozdobiony jest fotosami, które przypominają mi tajemnicze odlegle światy. Jest to muzyczna opowieść w stylu science fiction. Przeżywamy muzyczną wędrówkę bohatera, który ma misje odszukać nowe życie, nowy ląd. Frapujące ilustracje we wkładce i to co najważniejsze, czyli sama muzyka Gerta, swoją futurystyczną koncepcją niemalże odrywa nas od ziemskiej rzeczywistości. Niczym sam bohater poszukujemy nowych wrażeń, przeżywamy emocje i wytężamy zmysł słuchu by głęboko penetrować to coś co nie da się opisać słowami, to duchowa uczta dla wrażliwego słuchacza. Już sekwencyjny początek w utworze „A first encounter” nastraja nas bogactwem dźwięków, do których się fani przyzwyczaili, ale wielokrotne wsłuchanie się w ten album pozwoli na wyodrębnienie piękna w tej muzyce artysty z Holandii. W kolejnej części odkrywamy zagubioną cywilizację. Niesamowity fragment albumu jakże potężnie brzmiący, siarczysta, wręcz kąśliwa sekwencja w tle, oraz minorowe brzmienie mellotronu i frapujące ozdobniki syntezatorów, wprowadzają nas na obce tereny zagubionej cywilizacji. Znakomite spotęgowanie dramaturgii wzbogaca dodatkowo wokaliza kobieca, która niczym meteor w przestrzeni kosmicznej, gdzieś oddala się i zamienia w elektroniczny pogłos. Basowo dudniące pady jeszcze bardziej wzmagają uczucie niepokoju - tak to zagubiona cywilizacja pełna tajemnic świat, który jest nam obcy ale dzięki muzycznej komunikacji jednak… dostępny nam. Chwile ukojenia i odpoczynku daje nam utwór „The temple on the sacred mountains". Już początek to tęskne wokalizy, które jawią się nam jak zjawa ukryta gdzieś na świętej górze. Cudowne, kojące dźwięki, które oplatają nasze zmysły niczym ezoteryczna niewidzialna pajęczyna, która pobudza nasze astralne Ego. To muzyczna podroż w nasze marzenia i tęsknoty, oraz ziemskie sprawy, to świątynia medytacji gdzieś daleko poza naszym domem, gdzieś w międzygalaktycznej odchłani zapomnienia. Kolejny fragment daje nam kompozycję pełną ciepłych barw syntezatorów mistrza Emmensa, a w tle galopująca sekwencja. Fragment ten przypomina mi przelot samolotem gdzieś nad górskimi terenami. Czuję tu atmosferyczne dźwięki: świsty i turbulencje wyimaginowanego statku powietrznego, który gdzieś znika z horyzontu. Najdłuższa suita jest upstrzona w chropawe sample i kwieciste sekwencje, które wraz z bohaterem przeszukują obce tereny. Sama muzyka znakomicie wplata się w opowiadanie science fiction. Jest jak soundtrack, jednak sama muzyka pobudza naszą wyobraźnię, a cała reszta to tylko dodatek. Czas spędzony na obcej planecie dobiega końca. Nasz bohater odlatuje ( Departure 6 AM), czuję tu coś w rodzaju nostalgii. Być może ta jakże uduchowiona, pełna zadumy muzyka, wzbudza w nas te prawdziwe cechy człowieczeństwa, a może ludzkość powinna skupić się na egzystencji tu, na Ziemi? Czuć w tych ostatnich minutach jakieś ukryte przesłanie dla rasy ludzkiej i zarazem uczucie niepokoju o dalsze jutro naszej pięknej planety… Ziemia.
|